[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poszególnymi eskadrami, które w zależności od sytuacji po kilka razy dziennie zmieniały miejsca postoju.
Zetknęliśmy się zresztą z odrębnym typem eskadr, tak zwanych koczowniczych, które wyłącznie stosowały
tę taktykę działania. Składały się one zazwyczaj z samych asów, zaliczanych do uprzywilejowanej elity
Luftwaffe. Eskadrom tego typu przysługiwało pierwszeństwo w dostawach najnowszych samolotów oraz
nieograniczone przydziały benzyny. Należy bowiem podkreślić, że w tym okresie Niemcy odczuwali już
dosyć poważnie kryzys paliwowy. Wystąpił on zwłaszcza po utracie rumuńskich zródeł ropodajnych i
zniszczeniu wielu zakładów produkujących benzynę syntetyczną. Kryzys ten faktycznie ciążył na
działaniach Luftwaffe wiosną 1945 roku, ale jeszcze nie w takim stopniu, by groziło jej całkowite
unieruchomienie.
Zarysował się także, aczkolwiek w innych rozmiarach, pewien kryzys kadr Luftwaffe. Znaczna część
personelu latającego, dobieranego głównie spośród sfanatyzowanej młodzieży z Hitlerjugend, szkolona była
w skróconym okresie według uproszczonego programu. Ten system odbił się na gotowości bojowej
niektórych eskadr, uzupełnianych w toku działań powietrznych młodym narybkiem pilotów.
Nie istniał natomiast o czym nie należy zapominać problem sprzętu. Pomimo utraty i zniszczenia
wielu zakładów produkcja samolotów nadal była utrzymywana na wysokim poziomie ilościowym, który w
wystarczającym stopniu pokrywał bieżące zapotrzebowanie. Obserwowaliśmy to zjawisko w powietrzu i na
ziemi. Na opuszczanych lotniskach poniemieckich znajdowała się zawsze masa sprzętu, w tym także
samoloty najnowszych typów, które nie zdążyły już wystartować z powodu braku benzyny lub drobnych
usterek technicznych. Etatowy stan maszyn w eskadrach Luftwaffe do ostatniej chwili był zazwyczaj pełny, a
często miał nawet duże nadwyżki.
Kilka słów o niemieckim sprzęcie z tego okresu: Na naszym kierunku działania spotykaliśmy się
przeważnie z samolotami myśliwskimi Focke Wulf-190D, które wiosną 1945 roku zaliczane były do
najlepszych maszyn Luftwaffe w swej klasie. Ten seryjnie produkowany myśliwiec, przystosowany także do
podwieszania bomb i pocisków rakietowych, był wyposażony w dwunastocylindrowy silnik rzędowy Jumo
213 o mocy 2100 koni mechanicznych z przymusowym wtryskiem wody i metylu przy doładowaniu. Dzięki
temu oraz dwustopniowej sprężarce uzyskiwał on dużą skalę przyspieszeń w różnych manewrach, co
oczywiście odgrywało istotną rolę w walkach powietrznych. Focke Wulf-190D z charakterystycznie
wydłużonym kadłubem był odmianą klasycznego Focke Wulfa-190A z silnikiem gwiazdzistym BMW 801,
który pod koniec wojny znajdował się jeszcze w eskadrach myśliwsko-bombowych. Z tymi właśnie
maszynami prowadziliśmy walkę w rejonie Altranft.
Znaczna prędkość Focke Wulfów-190D, dochodząca praktycznie do 650 kilometrów na godzinę, oraz
ich silne uzbrojenie pokładowe jedno działko 30 mm w osi śmigła, dwa działka 20 mm w skrzydłach oraz
dwa wielkokalibrowe kaemy wmontowane w maskę silnika czyniły z tych maszyn groznych
przeciwników na różnych pułapach.
Drugim typem najczęściej spotykanych samolotów był Messerschmitt 109. W rejonie Berlina Luftwaffe
dysponowała dwoma wariantami tych maszyn. Do zadań taktycznych na pułapach średnich przeznaczony
był Messerschmitt 109G. Nasz pułk z tego typu myśliwcami stoczył najwięcej walk. Drugi wariant Me-
109K lub Me-109H występował jako myśliwiec wysokościowy przeznaczony do osłony w systemie OPL
na pułapach rzędu 8 12 tysięcy metrów.
Wszystkie ówczesne odmiany myśliwców Messerschmitt 109 odznaczały się także silnym uzbrojeniem,
dużą prędkością lotu, w granicach 600 650 kilometrów na godzinę, a przy tym były one o wiele lżejsze od
Focke Wulfów, co wpływało korzystnie na poprawę ich zwrotności.
Nie wymieniam tutaj innych maszyn Luftwaffe z tego okresu. Spotykaliśmy się z nimi bowiem na ogół
sporadycznie. Było ich w każdym razie łącznie z samolotami o napędzie odrzutowym sporo.
W sumie więc, jak widać, Luftwaffe stanowiła jeszcze twardy orzech do zgryzienia. Nie obawialiśmy
się spotkań z Niemcami w powietrzu, ale nawet w tym końcowym okresie wojny nie można było ich
lekceważyć lub lekkomyślnie przypuszczać, że każdy pilot wroga ucieknie na sam widok czerwonej gwiazdy
lub polskiej szachownicy. Tak nie było i być nie mogło. Hitlerowcy wiedzieli, czym może się dla nich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
poszególnymi eskadrami, które w zależności od sytuacji po kilka razy dziennie zmieniały miejsca postoju.
Zetknęliśmy się zresztą z odrębnym typem eskadr, tak zwanych koczowniczych, które wyłącznie stosowały
tę taktykę działania. Składały się one zazwyczaj z samych asów, zaliczanych do uprzywilejowanej elity
Luftwaffe. Eskadrom tego typu przysługiwało pierwszeństwo w dostawach najnowszych samolotów oraz
nieograniczone przydziały benzyny. Należy bowiem podkreślić, że w tym okresie Niemcy odczuwali już
dosyć poważnie kryzys paliwowy. Wystąpił on zwłaszcza po utracie rumuńskich zródeł ropodajnych i
zniszczeniu wielu zakładów produkujących benzynę syntetyczną. Kryzys ten faktycznie ciążył na
działaniach Luftwaffe wiosną 1945 roku, ale jeszcze nie w takim stopniu, by groziło jej całkowite
unieruchomienie.
Zarysował się także, aczkolwiek w innych rozmiarach, pewien kryzys kadr Luftwaffe. Znaczna część
personelu latającego, dobieranego głównie spośród sfanatyzowanej młodzieży z Hitlerjugend, szkolona była
w skróconym okresie według uproszczonego programu. Ten system odbił się na gotowości bojowej
niektórych eskadr, uzupełnianych w toku działań powietrznych młodym narybkiem pilotów.
Nie istniał natomiast o czym nie należy zapominać problem sprzętu. Pomimo utraty i zniszczenia
wielu zakładów produkcja samolotów nadal była utrzymywana na wysokim poziomie ilościowym, który w
wystarczającym stopniu pokrywał bieżące zapotrzebowanie. Obserwowaliśmy to zjawisko w powietrzu i na
ziemi. Na opuszczanych lotniskach poniemieckich znajdowała się zawsze masa sprzętu, w tym także
samoloty najnowszych typów, które nie zdążyły już wystartować z powodu braku benzyny lub drobnych
usterek technicznych. Etatowy stan maszyn w eskadrach Luftwaffe do ostatniej chwili był zazwyczaj pełny, a
często miał nawet duże nadwyżki.
Kilka słów o niemieckim sprzęcie z tego okresu: Na naszym kierunku działania spotykaliśmy się
przeważnie z samolotami myśliwskimi Focke Wulf-190D, które wiosną 1945 roku zaliczane były do
najlepszych maszyn Luftwaffe w swej klasie. Ten seryjnie produkowany myśliwiec, przystosowany także do
podwieszania bomb i pocisków rakietowych, był wyposażony w dwunastocylindrowy silnik rzędowy Jumo
213 o mocy 2100 koni mechanicznych z przymusowym wtryskiem wody i metylu przy doładowaniu. Dzięki
temu oraz dwustopniowej sprężarce uzyskiwał on dużą skalę przyspieszeń w różnych manewrach, co
oczywiście odgrywało istotną rolę w walkach powietrznych. Focke Wulf-190D z charakterystycznie
wydłużonym kadłubem był odmianą klasycznego Focke Wulfa-190A z silnikiem gwiazdzistym BMW 801,
który pod koniec wojny znajdował się jeszcze w eskadrach myśliwsko-bombowych. Z tymi właśnie
maszynami prowadziliśmy walkę w rejonie Altranft.
Znaczna prędkość Focke Wulfów-190D, dochodząca praktycznie do 650 kilometrów na godzinę, oraz
ich silne uzbrojenie pokładowe jedno działko 30 mm w osi śmigła, dwa działka 20 mm w skrzydłach oraz
dwa wielkokalibrowe kaemy wmontowane w maskę silnika czyniły z tych maszyn groznych
przeciwników na różnych pułapach.
Drugim typem najczęściej spotykanych samolotów był Messerschmitt 109. W rejonie Berlina Luftwaffe
dysponowała dwoma wariantami tych maszyn. Do zadań taktycznych na pułapach średnich przeznaczony
był Messerschmitt 109G. Nasz pułk z tego typu myśliwcami stoczył najwięcej walk. Drugi wariant Me-
109K lub Me-109H występował jako myśliwiec wysokościowy przeznaczony do osłony w systemie OPL
na pułapach rzędu 8 12 tysięcy metrów.
Wszystkie ówczesne odmiany myśliwców Messerschmitt 109 odznaczały się także silnym uzbrojeniem,
dużą prędkością lotu, w granicach 600 650 kilometrów na godzinę, a przy tym były one o wiele lżejsze od
Focke Wulfów, co wpływało korzystnie na poprawę ich zwrotności.
Nie wymieniam tutaj innych maszyn Luftwaffe z tego okresu. Spotykaliśmy się z nimi bowiem na ogół
sporadycznie. Było ich w każdym razie łącznie z samolotami o napędzie odrzutowym sporo.
W sumie więc, jak widać, Luftwaffe stanowiła jeszcze twardy orzech do zgryzienia. Nie obawialiśmy
się spotkań z Niemcami w powietrzu, ale nawet w tym końcowym okresie wojny nie można było ich
lekceważyć lub lekkomyślnie przypuszczać, że każdy pilot wroga ucieknie na sam widok czerwonej gwiazdy
lub polskiej szachownicy. Tak nie było i być nie mogło. Hitlerowcy wiedzieli, czym może się dla nich [ Pobierz całość w formacie PDF ]