[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie, że o kolejny krok oddala się od Davida.
Tak czy inaczej, przestała być pewna swoich emocji i zupełnie nie wiedziała, jak
powinna się zachować. Cóż się dziwić, jestem w końcu wdową w ciąży, która zawarła
potajemny ślub, pomyślała, śmiejąc się w duchu.
Niewiele kobiet mogłoby czymś takim się pochwalić.
Po wizycie u lekarza Tony zabrał Renę na lunch, a potem do sklepu elektroniczne-
go, gdzie wybrał jeden z najnowocześniejszych modeli komputera. Kiedyś Rena liczyła
się z każdym groszem, teraz zaś patrzyła, jak Tony pańskim gestem wydaje ogromne
sumy. Mógł sobie na to pozwolić.
Natknęli się potem na wystawę sklepu dziecięcego. Rena przystanęła przed nią z
cichym westchnieniem.
- Jak tylko będziesz gotowa... - przypomniał jej Tony.
- Jeszcze nie... Może niedługo - wyszeptała. Coś ciągle powstrzymywało ją od
przekroczenia progu tego sklepu. - Najpierw muszę przygotować pokój dla dziecka, trze-
ba go posprzątać i pomalować - wyjaśniła. - Wykorzystamy pokój naprzeciwko naszej
sypialni.
Tony znienacka ją pocałował.
- Zwietny pomysł - powiedział z entuzjazmem.
Dostrzegła w jego oczach błysk radości. Zaskoczyła go tą odpowiedzią. Siebie
również.
Czyżby powoli odzyskiwała zaufanie do Tony'ego? Musiała przyznać, że swoim
zachowaniem ułatwiał jej zadanie: ratując Purpurowe Pola, udowadniał, że różni się od
ojca. Był dobrym, cierpliwym przyjacielem i wspaniałym kochankiem. Ich związek miał
szansę, ale tylko pod warunkiem, że ona zdoła się uwolnić od przeszłości.
Coraz wyrazniej czuła, że powinna z tej szansy skorzystać: jeśli nie dla siebie, to
dla dziecka.
R
L
T
- Pomogę ci - zaofiarował Tony. - Malowanie niezle mi idzie. Wybrałaś już kolor?
Rena uśmiechnęła się. Ucieszyła ją ta propozycja.
- Tak. Szarozielony. Albo słoneczną żółć.
- A nie niebieski czy różowy?
- Przecież nie znamy jeszcze płci - powiedziała z wahaniem. Znowu spojrzała na
wystawę, a potem delikatnie położyła dłoń na brzuchu. - A ja nie chcę dłużej czekać z
odnowieniem pokoju.
- Ja też nie - stwierdził Tony i chwycił ją za rękę. - Chodz, obok jest sklep z farba-
mi. Poszukamy czegoś.
Ten intensywny dzień zmęczył Renę, ale też wprawił ją w doskonały humor.
- Naprawdę chcesz mi pomóc w malowaniu? - zapytała Tony'ego po kolacji, gdy
przytuleni odpoczywali na kanapie.
- Masz jeszcze jakieś wątpliwości po tym, jak przez pół godziny ustalałem ze
sprzedawcą, czy te farby są bezpieczne dla dzieci? Rzeczywiście...
Spędzili w sklepie dużo czasu, a w końcu, nie mogąc zdecydować się na kolor, ku-
pili jedną puszkę zielonej i jedną żółtej farby. Rena ze wzruszeniem wyobraziła sobie
umeblowany pokoik, czekający na przyjście dziecka. Przygotowywała się do tego mo-
mentu, a Tony razem z nią. Do tej pory odmawiała mu wszystkiego z wyjątkiem swojego
ciała, ale nie dawał za wygraną. Stopniowo odnajdywał drogę do jej serca.
- Już nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy - stwierdziła zdławionym głosem.
- Może jutro? Odwołam wszystkie spotkania. Skończymy przez weekendem.
- Nie, jutro nie mogę. Umówiłam się już z klientem, a dodatkowo w tym tygodniu
oprowadzamy trzy wycieczki. Nie mogę zostawić Soleny samej. Przyszły tydzień?
Tony nie odpowiedział. Powoli wstał i zbliżył się do okna.
- Przyszły tydzień odpada.
- Bo? - zapytała, wstrzymując oddech.
Coś w jego głosie ją zaniepokoiło.
Przetarł ręką twarz.
R
L
T
- Chciałem ci to powiedzieć jutro - wyjaśnił, starannie dobierając słowa. - Dzwonił
Ben, mój agent. W niedzielę muszę wyjechać na jakiś tydzień. Jestem pod ścianą, Reno.
Ciągle obowiązuje mnie umowa, a Ben nie jest w stanie mnie z niej wyplątać.
- Wyjeżdżasz? - Rena miała wrażenie, że bicie jej serca było słychać w całym po-
koju.
Już to kiedyś przeżywała.
Wrócę jak najszybciej, Rena. Albo ty do mnie przyjedziesz. Jakoś to sobie ułożymy,
obiecuję.
- Co to za zobowiązania? - spytała cicho.
- Wywiady i kręcenie reklamówki. To jeden z ostatnich punktów umowy.
Rena poczuła się nagle potwornie znużona.
- Okej - powiedziała z podejrzanym spokojem. - Nie potrzebujesz mojej zgody. -
Wstała z kanapy. - Pójdę już, muszę się przygotować do jutrzejszego spotkania.
- Pomogę ci. - Tony wiedział, co kryje się za jej słowami.
- Nie - rzuciła ostro i powstrzymała go gestem dłoni. - Nie przejmuj się, Tony. Ro-
zumiem.
- Do diabła! Wcale nie rozumiesz! - zawołał wzburzony. Jego oliwkowa cera jesz-
cze bardziej pociemniała. - Odkładałem to, dopóki mogłem. Ale teraz zagrozili mi proce-
sem.
- Nie musisz się tłumaczyć - powtórzyła Rena z naciskiem. - Wierz mi, spodziewa-
łam się tego.
Tony objął ją i przytulił.
- Nie porównuj tych wyjazdów. Teraz to coś zupełnie innego. Uważasz, że nie
wrócę?
- Cholera, teraz to istotnie coś innego. Nie jestem już przecież tą naiwną zakochaną
dziewczyną. Wrócisz czy nie, wiem, że dam sobie radę.
Tony zaklął pod nosem i ją puścił.
- Jeśli o mnie chodzi, spełniłeś już obietnicę daną Davidowi - kontynuowała Rena.
- Ożeniłeś się ze mną, a Purpurowe Pola mają się coraz lepiej. Nie mam zamiaru oszuki-
wać się, że łączy nas coś więcej. Wypełniłeś obowiązek. Gratulacje, Tony.
R
L
T
- Jeszcze coś? - spytał drżącym ze złości głosem.
- Owszem - odpowiedziała.
Sama też była wściekła. Prawie dała się nabrać, że ich małżeństwo dokądś prowa-
dzi, ale po raz kolejny Tony brutalnie jej przypomniał, że samochody są ważniejsze.
- Dziękuję ci za zepsucie najlepszego dnia, jaki przeżyłam od czasu śmierci męża.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- Może piwa? - zaproponował Nick, gdy Tony niespodziewanie zjawił się w rezy-
dencji Carlinów i natknął na rozmawiających na patiu braci.
- Dzięki, potrzebuję raczej czegoś mocniejszego. - Tony podszedł do barku, nalał
sobie whisky i zamyślony usiadł obok Nicka i Joego.
- Co się dzieje, Tony? - zapytał w końcu Nick, z niepokojem przyglądając się
szybko opróżniającemu szklankę bratu.
- A co ma się dziać? Nie wolno mi przyjechać, żeby po prostu spędzić z wami tro-
chę czasu? - Utkwił wzrok w płomieniach kamiennego kominka i skrzyżował nogi.
Joe i Nick uśmiechnęli się do siebie niepewnie.
- A tak naprawdę? - spytał Joe.
- Powiedziałem Renie, że ciągle wiszą nade mną pewne obowiązki związane z wy-
ścigami i dlatego też niedzielę wyjeżdżam. Na tydzień. Nie była zachwycona.
- Jest na ciebie zła? - dociekał Nick.
- Gorzej. Jest obojętna. Dała mi do zrozumienia, że właściwie jest jej wszystko
jedno, czy tym razem wrócę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
nie, że o kolejny krok oddala się od Davida.
Tak czy inaczej, przestała być pewna swoich emocji i zupełnie nie wiedziała, jak
powinna się zachować. Cóż się dziwić, jestem w końcu wdową w ciąży, która zawarła
potajemny ślub, pomyślała, śmiejąc się w duchu.
Niewiele kobiet mogłoby czymś takim się pochwalić.
Po wizycie u lekarza Tony zabrał Renę na lunch, a potem do sklepu elektroniczne-
go, gdzie wybrał jeden z najnowocześniejszych modeli komputera. Kiedyś Rena liczyła
się z każdym groszem, teraz zaś patrzyła, jak Tony pańskim gestem wydaje ogromne
sumy. Mógł sobie na to pozwolić.
Natknęli się potem na wystawę sklepu dziecięcego. Rena przystanęła przed nią z
cichym westchnieniem.
- Jak tylko będziesz gotowa... - przypomniał jej Tony.
- Jeszcze nie... Może niedługo - wyszeptała. Coś ciągle powstrzymywało ją od
przekroczenia progu tego sklepu. - Najpierw muszę przygotować pokój dla dziecka, trze-
ba go posprzątać i pomalować - wyjaśniła. - Wykorzystamy pokój naprzeciwko naszej
sypialni.
Tony znienacka ją pocałował.
- Zwietny pomysł - powiedział z entuzjazmem.
Dostrzegła w jego oczach błysk radości. Zaskoczyła go tą odpowiedzią. Siebie
również.
Czyżby powoli odzyskiwała zaufanie do Tony'ego? Musiała przyznać, że swoim
zachowaniem ułatwiał jej zadanie: ratując Purpurowe Pola, udowadniał, że różni się od
ojca. Był dobrym, cierpliwym przyjacielem i wspaniałym kochankiem. Ich związek miał
szansę, ale tylko pod warunkiem, że ona zdoła się uwolnić od przeszłości.
Coraz wyrazniej czuła, że powinna z tej szansy skorzystać: jeśli nie dla siebie, to
dla dziecka.
R
L
T
- Pomogę ci - zaofiarował Tony. - Malowanie niezle mi idzie. Wybrałaś już kolor?
Rena uśmiechnęła się. Ucieszyła ją ta propozycja.
- Tak. Szarozielony. Albo słoneczną żółć.
- A nie niebieski czy różowy?
- Przecież nie znamy jeszcze płci - powiedziała z wahaniem. Znowu spojrzała na
wystawę, a potem delikatnie położyła dłoń na brzuchu. - A ja nie chcę dłużej czekać z
odnowieniem pokoju.
- Ja też nie - stwierdził Tony i chwycił ją za rękę. - Chodz, obok jest sklep z farba-
mi. Poszukamy czegoś.
Ten intensywny dzień zmęczył Renę, ale też wprawił ją w doskonały humor.
- Naprawdę chcesz mi pomóc w malowaniu? - zapytała Tony'ego po kolacji, gdy
przytuleni odpoczywali na kanapie.
- Masz jeszcze jakieś wątpliwości po tym, jak przez pół godziny ustalałem ze
sprzedawcą, czy te farby są bezpieczne dla dzieci? Rzeczywiście...
Spędzili w sklepie dużo czasu, a w końcu, nie mogąc zdecydować się na kolor, ku-
pili jedną puszkę zielonej i jedną żółtej farby. Rena ze wzruszeniem wyobraziła sobie
umeblowany pokoik, czekający na przyjście dziecka. Przygotowywała się do tego mo-
mentu, a Tony razem z nią. Do tej pory odmawiała mu wszystkiego z wyjątkiem swojego
ciała, ale nie dawał za wygraną. Stopniowo odnajdywał drogę do jej serca.
- Już nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy - stwierdziła zdławionym głosem.
- Może jutro? Odwołam wszystkie spotkania. Skończymy przez weekendem.
- Nie, jutro nie mogę. Umówiłam się już z klientem, a dodatkowo w tym tygodniu
oprowadzamy trzy wycieczki. Nie mogę zostawić Soleny samej. Przyszły tydzień?
Tony nie odpowiedział. Powoli wstał i zbliżył się do okna.
- Przyszły tydzień odpada.
- Bo? - zapytała, wstrzymując oddech.
Coś w jego głosie ją zaniepokoiło.
Przetarł ręką twarz.
R
L
T
- Chciałem ci to powiedzieć jutro - wyjaśnił, starannie dobierając słowa. - Dzwonił
Ben, mój agent. W niedzielę muszę wyjechać na jakiś tydzień. Jestem pod ścianą, Reno.
Ciągle obowiązuje mnie umowa, a Ben nie jest w stanie mnie z niej wyplątać.
- Wyjeżdżasz? - Rena miała wrażenie, że bicie jej serca było słychać w całym po-
koju.
Już to kiedyś przeżywała.
Wrócę jak najszybciej, Rena. Albo ty do mnie przyjedziesz. Jakoś to sobie ułożymy,
obiecuję.
- Co to za zobowiązania? - spytała cicho.
- Wywiady i kręcenie reklamówki. To jeden z ostatnich punktów umowy.
Rena poczuła się nagle potwornie znużona.
- Okej - powiedziała z podejrzanym spokojem. - Nie potrzebujesz mojej zgody. -
Wstała z kanapy. - Pójdę już, muszę się przygotować do jutrzejszego spotkania.
- Pomogę ci. - Tony wiedział, co kryje się za jej słowami.
- Nie - rzuciła ostro i powstrzymała go gestem dłoni. - Nie przejmuj się, Tony. Ro-
zumiem.
- Do diabła! Wcale nie rozumiesz! - zawołał wzburzony. Jego oliwkowa cera jesz-
cze bardziej pociemniała. - Odkładałem to, dopóki mogłem. Ale teraz zagrozili mi proce-
sem.
- Nie musisz się tłumaczyć - powtórzyła Rena z naciskiem. - Wierz mi, spodziewa-
łam się tego.
Tony objął ją i przytulił.
- Nie porównuj tych wyjazdów. Teraz to coś zupełnie innego. Uważasz, że nie
wrócę?
- Cholera, teraz to istotnie coś innego. Nie jestem już przecież tą naiwną zakochaną
dziewczyną. Wrócisz czy nie, wiem, że dam sobie radę.
Tony zaklął pod nosem i ją puścił.
- Jeśli o mnie chodzi, spełniłeś już obietnicę daną Davidowi - kontynuowała Rena.
- Ożeniłeś się ze mną, a Purpurowe Pola mają się coraz lepiej. Nie mam zamiaru oszuki-
wać się, że łączy nas coś więcej. Wypełniłeś obowiązek. Gratulacje, Tony.
R
L
T
- Jeszcze coś? - spytał drżącym ze złości głosem.
- Owszem - odpowiedziała.
Sama też była wściekła. Prawie dała się nabrać, że ich małżeństwo dokądś prowa-
dzi, ale po raz kolejny Tony brutalnie jej przypomniał, że samochody są ważniejsze.
- Dziękuję ci za zepsucie najlepszego dnia, jaki przeżyłam od czasu śmierci męża.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- Może piwa? - zaproponował Nick, gdy Tony niespodziewanie zjawił się w rezy-
dencji Carlinów i natknął na rozmawiających na patiu braci.
- Dzięki, potrzebuję raczej czegoś mocniejszego. - Tony podszedł do barku, nalał
sobie whisky i zamyślony usiadł obok Nicka i Joego.
- Co się dzieje, Tony? - zapytał w końcu Nick, z niepokojem przyglądając się
szybko opróżniającemu szklankę bratu.
- A co ma się dziać? Nie wolno mi przyjechać, żeby po prostu spędzić z wami tro-
chę czasu? - Utkwił wzrok w płomieniach kamiennego kominka i skrzyżował nogi.
Joe i Nick uśmiechnęli się do siebie niepewnie.
- A tak naprawdę? - spytał Joe.
- Powiedziałem Renie, że ciągle wiszą nade mną pewne obowiązki związane z wy-
ścigami i dlatego też niedzielę wyjeżdżam. Na tydzień. Nie była zachwycona.
- Jest na ciebie zła? - dociekał Nick.
- Gorzej. Jest obojętna. Dała mi do zrozumienia, że właściwie jest jej wszystko
jedno, czy tym razem wrócę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]