[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Małe światełko. Takie, którego nie zauważyliby stojący pod drzwiami ludzie Ałeca.
W powietrzu przed nią zmaterializowało się małe błękitne światełko.
Salene cicho krzyknęła. Przerażona, że strażnicy usłyszeli jej krzyk, wyczekiwała dzwięku
otwieranych drzwi i widoku wpadających do krypty żołnierzy.
Wrota jednak pozostały zamknięte. Czekając wpatrywała się w osłupieniu w unoszące się przed nią
światełko. Z jakiegoś powodu nie bała się go. Czuła się z nim bezpieczniej. Po chwili zastanowienia
doszła do wniosku, że wywołała je sama. Prosiła o światło i oto stało się.
Zafascynowana Salene wyciągnęła ku niemu rękę. W dotyku było przyjemnie ciepłe. Co więcej,
jego dotyk odpędzał niepokój wywołany przez panujące w krypcie ciemności.
Lady Nesardo spojrzała na drzwi. Głosy ucichły Odetchnęła z ulgą. Jej serce zaczęło bić prawie
normalnym tempem.
Nagły ruch u dołu schodów przykuł jej uwagę.
Wytężyła wzrok. Wydało jej się, że na samej granicy blasku rzucanego przez magiczne światełko
dostrzega zarys przysadzistej postaci. Tę sylwetkę poznałaby wszędzie.
Polth? Salene zeszła stopień niżej. Zwiatełko podążyło za nią. Kontury niewyraznej postaci
zadrgały i odsunęły w głąb krypty.
W jej umyśle strach mieszał się z fascynacją. Zapominając natychmiast o przeszukaniu, ruszyła w
dół schodów. Z każdym jej krokiem mglista postać cofała się dalej, cały czas pozostając na granicy
światła. Mimo to Salene była pewna, że widzi przed sobą swego ochroniarza.
Polth nie żyje! Próbowała się opamiętać. Zeszła jednak na sam dół. Magiczne światełko nadal było
tuż przy niej. Nieuchwytny cień, za którym podążała, zniknął. Czuła już bliskość pierwszych
grobów. Mały, wystraszony światłem, pająk czmychnął spod jej nóg. Przypomniała sobie napaść
ludzi pająków.
Powrócił jej rozsądek. Weszła z powrotem na ostatni stopień schodów. Lepiej zaczekać we wnęce
lub nawet, w miarę możliwości, wyjść z krypty. Popełniła błąd, schodząc tutaj.
Dotknęła ręką pasa i odkryła, że popełniła aż dwa poważne błędy. Sakiewka z Humbartem została
przed drzwiami. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że głos, który słyszała zza drzwi, należał do
wołającego ją martwego najemnika. Prawdopodobnie starał się zwrócić jej uwagę. Było jednak już
za pózno. Drzwi stłumiły jego głos na tyle, że go nie rozpoznała.
Salene zaczęła wchodzić po schodach, karcąc się w duchu za własną nieostrożność. Gdyby któryś z
żołnierzy odnalazł sakiewkę wraz z jej niecodzienną zawartością, nic nie powstrzymałoby kapitana
Mattheusa przed wtargnięciem do krypty.
Gdy wchodziła na kolejny stopień, w jej głowie rozległ się głos:
Pani...
Lady Salene przygryzła wargi i obejrzała się przez ramię.
Pani...
Arystokratka zawróciła. Nie widziała nikogo, lecz głos wydawał się prawdziwy.
Pani...
Zwróciła się w lewo.
Stał tam, wpatrzony w nią, na wpół skryty w ciemnościach, Polth. Mimo straszliwego losu, jaki go
spotkał, wyglądał tak jak przed śmiercią. Był jedynie nieco pobladły i jakby wydrążony od
wewnątrz.
Polth... To ty? spytała Salene, wyciągając niepewnie rękę.
Jego głowa pochyliła się ku niej i choć nie poruszał ustami, znów
usłyszała jego głos:
%7łyję... by ci służyć, pani.
Mimo ironii zawartej w słowach ton głosu nie brzmiał drwiąco. Spoglądał na nią smutnym, ale i
wyzywającym spojrzeniem.
Polth, najdroższy Polth. Salene podeszła ku niemu, lecz gdy padło nań podążające
wraz z nią światło, zarys jego ciała zadrgał i rozmył się, on sam zaś wycofał się w cień. Lady
Nesardo zrozumiała, że Polth nie może istnieć ani w ciemności, ani w świetle, jedynie na ich
granicy. Zatrzymała się natychmiast.
Co... Dlaczego tu jesteś? spytała.
%7łyję... by ci służyć, pani powtórzył wyciągając jedną rękę w stronę ciemnej krypty.
Prawda... tam...
Co?... O czym ty mówisz?
Tam... Pani... Prawda... o Nesardo... Jitanie...
Jitan! Fakt, że duch jej wiernego sługi wspomniał nazwisko Aldrica Jitana, oznaczał, że Polth
musiał odkryć coś naprawdę paskudnego.
Salene dobrze wiedziała, co o jej decyzji powiedzieliby Sardak i Zayl, poszła jednak we
wskazanym przez zjawę kierunku. Nieustannie towarzyszyło jej magiczne światło, odkrywające
swoim blaskiem kolejne części krypty.
Spodziewała się, że widmo wielkoluda zniknie, lecz ono jedynie falowało i załamywało się w
miejscach, gdzie stykało się z kręgiem światła. Martwy ochroniarz stale znajdował się w tej samej
odległości po jej lewej stronie. Arystokratka czuła się w jego obecności razniej pomimo tego, czym
był teraz.
Ku jej zaskoczeniu ciała zabitych potworów nadal leżały w miejscach, w których padły. Szczury,
ucztujące na gnijących zwłokach, uniosły łby w górę, gdy padło na nie błękitne światło. Mimo to
większość z nich nie przerwała posiłku. Salene przyglądała się ciałom bardziej z ciekawością niż z
odrazą. Spodziewała się, że znikną jak senne koszmary. To, że pozostały, wzmagało jej poczucie
zagrożenia, lecz nadawało niebezpieczeństwu bardziej ziemskiego wymiaru. Te stwory zginęły tak,
jak zginęliby ludzie.
Tak, jak zginął Polth...
Pomyślała o tym dokładnie w chwili, gdy mijała miejsce jego śmierci. Na szczęście nie było tam
nic. Czar nekromanty zadziałał bardzo dokładnie.
Polth, czy kiedykolwiek wybaczysz... Spój rżała na zjawę pełnym uczucia
wzrokiem.
Polth uciszył ją skinieniem głowy i wskazał ręką przed siebie. Wiadomość była jasna. Duch chciał,
by szła dalej bez oglądania się na cokolwiek. Jego własna śmierć była teraz mniej istotna.
Minęła grób Riordana i groby swoich rodziców. Wkrótce nazwiska widniejące na mijanych
sarkofagach poznawała jedynie z mglistych wspomnień. Większości nie znała wcale. Liternictwo na
płytach stawało się coraz bardziej archaiczne, a same grobowce coraz częściej poznaczone były
pęknięciami.
Wreszcie dotarła do końca ogromnej krypty... I do kolejnych starożytnych schodów.
Tam? spytała wskazując wiodące na niższy poziom stopnie.
Polth odpowiedział wskazując palcem schody. Najwyrazniej mówienie przychodziło mu z trudem.
Po policzku Salene spłynęła łza. Słyszała wcześniej historie o duchach dokonujących wspaniałych
rzeczy dla tych, na których im zależało za życia. Nigdy jednak nie przypuszczała, że sama przeżyje
coś podobnego.
Modlę się, byś po tym wszystkim mógł odpocząć w pokoju cicho powiedziała
swemu towarzyszowi.
Polth ani drgnął. Nadal wskazywał na schody.
Nesardo zeszła wraz ze swym nieodłącznym magicznym światełkiem, oświetlającym jej drogę.
Kiedy znalazła się na niższym poziomie, owionęło ją gęste, wilgotne powietrze. Zakaszlała, lecz nie
zatrzymała się.
Ten poziom krypty nie był jej całkiem nieznany. Chowano tu służących, którzy wykazali się
wyjątkową lojalnością i oddaniem wobec rodu Nesardo. Znajdujące się tu groby nie były tak
wyszukane jak grobowce członków rodu, niemniej pochówek w tym miejscu oznaczał honorowe
wyróżnienie. W każdym pokoleniu zaszczyt ten spotykał tylko kilka wybranych osób. Salene miała
nadzieję, że tak że i Polth znajdzie tu miejsce ostatniego spoczynku. Niestety, nie pozostały po nim
żadne nadające się do pochówku szczątki.
Jednak widmo ochroniarza nie wydawało się poruszone stratą należnego zaszczytu. Gdy
arystokratka spojrzała nań po raz kolejny, duch nadal wskazywał nagląco wzdłuż korytarza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
Małe światełko. Takie, którego nie zauważyliby stojący pod drzwiami ludzie Ałeca.
W powietrzu przed nią zmaterializowało się małe błękitne światełko.
Salene cicho krzyknęła. Przerażona, że strażnicy usłyszeli jej krzyk, wyczekiwała dzwięku
otwieranych drzwi i widoku wpadających do krypty żołnierzy.
Wrota jednak pozostały zamknięte. Czekając wpatrywała się w osłupieniu w unoszące się przed nią
światełko. Z jakiegoś powodu nie bała się go. Czuła się z nim bezpieczniej. Po chwili zastanowienia
doszła do wniosku, że wywołała je sama. Prosiła o światło i oto stało się.
Zafascynowana Salene wyciągnęła ku niemu rękę. W dotyku było przyjemnie ciepłe. Co więcej,
jego dotyk odpędzał niepokój wywołany przez panujące w krypcie ciemności.
Lady Nesardo spojrzała na drzwi. Głosy ucichły Odetchnęła z ulgą. Jej serce zaczęło bić prawie
normalnym tempem.
Nagły ruch u dołu schodów przykuł jej uwagę.
Wytężyła wzrok. Wydało jej się, że na samej granicy blasku rzucanego przez magiczne światełko
dostrzega zarys przysadzistej postaci. Tę sylwetkę poznałaby wszędzie.
Polth? Salene zeszła stopień niżej. Zwiatełko podążyło za nią. Kontury niewyraznej postaci
zadrgały i odsunęły w głąb krypty.
W jej umyśle strach mieszał się z fascynacją. Zapominając natychmiast o przeszukaniu, ruszyła w
dół schodów. Z każdym jej krokiem mglista postać cofała się dalej, cały czas pozostając na granicy
światła. Mimo to Salene była pewna, że widzi przed sobą swego ochroniarza.
Polth nie żyje! Próbowała się opamiętać. Zeszła jednak na sam dół. Magiczne światełko nadal było
tuż przy niej. Nieuchwytny cień, za którym podążała, zniknął. Czuła już bliskość pierwszych
grobów. Mały, wystraszony światłem, pająk czmychnął spod jej nóg. Przypomniała sobie napaść
ludzi pająków.
Powrócił jej rozsądek. Weszła z powrotem na ostatni stopień schodów. Lepiej zaczekać we wnęce
lub nawet, w miarę możliwości, wyjść z krypty. Popełniła błąd, schodząc tutaj.
Dotknęła ręką pasa i odkryła, że popełniła aż dwa poważne błędy. Sakiewka z Humbartem została
przed drzwiami. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że głos, który słyszała zza drzwi, należał do
wołającego ją martwego najemnika. Prawdopodobnie starał się zwrócić jej uwagę. Było jednak już
za pózno. Drzwi stłumiły jego głos na tyle, że go nie rozpoznała.
Salene zaczęła wchodzić po schodach, karcąc się w duchu za własną nieostrożność. Gdyby któryś z
żołnierzy odnalazł sakiewkę wraz z jej niecodzienną zawartością, nic nie powstrzymałoby kapitana
Mattheusa przed wtargnięciem do krypty.
Gdy wchodziła na kolejny stopień, w jej głowie rozległ się głos:
Pani...
Lady Salene przygryzła wargi i obejrzała się przez ramię.
Pani...
Arystokratka zawróciła. Nie widziała nikogo, lecz głos wydawał się prawdziwy.
Pani...
Zwróciła się w lewo.
Stał tam, wpatrzony w nią, na wpół skryty w ciemnościach, Polth. Mimo straszliwego losu, jaki go
spotkał, wyglądał tak jak przed śmiercią. Był jedynie nieco pobladły i jakby wydrążony od
wewnątrz.
Polth... To ty? spytała Salene, wyciągając niepewnie rękę.
Jego głowa pochyliła się ku niej i choć nie poruszał ustami, znów
usłyszała jego głos:
%7łyję... by ci służyć, pani.
Mimo ironii zawartej w słowach ton głosu nie brzmiał drwiąco. Spoglądał na nią smutnym, ale i
wyzywającym spojrzeniem.
Polth, najdroższy Polth. Salene podeszła ku niemu, lecz gdy padło nań podążające
wraz z nią światło, zarys jego ciała zadrgał i rozmył się, on sam zaś wycofał się w cień. Lady
Nesardo zrozumiała, że Polth nie może istnieć ani w ciemności, ani w świetle, jedynie na ich
granicy. Zatrzymała się natychmiast.
Co... Dlaczego tu jesteś? spytała.
%7łyję... by ci służyć, pani powtórzył wyciągając jedną rękę w stronę ciemnej krypty.
Prawda... tam...
Co?... O czym ty mówisz?
Tam... Pani... Prawda... o Nesardo... Jitanie...
Jitan! Fakt, że duch jej wiernego sługi wspomniał nazwisko Aldrica Jitana, oznaczał, że Polth
musiał odkryć coś naprawdę paskudnego.
Salene dobrze wiedziała, co o jej decyzji powiedzieliby Sardak i Zayl, poszła jednak we
wskazanym przez zjawę kierunku. Nieustannie towarzyszyło jej magiczne światło, odkrywające
swoim blaskiem kolejne części krypty.
Spodziewała się, że widmo wielkoluda zniknie, lecz ono jedynie falowało i załamywało się w
miejscach, gdzie stykało się z kręgiem światła. Martwy ochroniarz stale znajdował się w tej samej
odległości po jej lewej stronie. Arystokratka czuła się w jego obecności razniej pomimo tego, czym
był teraz.
Ku jej zaskoczeniu ciała zabitych potworów nadal leżały w miejscach, w których padły. Szczury,
ucztujące na gnijących zwłokach, uniosły łby w górę, gdy padło na nie błękitne światło. Mimo to
większość z nich nie przerwała posiłku. Salene przyglądała się ciałom bardziej z ciekawością niż z
odrazą. Spodziewała się, że znikną jak senne koszmary. To, że pozostały, wzmagało jej poczucie
zagrożenia, lecz nadawało niebezpieczeństwu bardziej ziemskiego wymiaru. Te stwory zginęły tak,
jak zginęliby ludzie.
Tak, jak zginął Polth...
Pomyślała o tym dokładnie w chwili, gdy mijała miejsce jego śmierci. Na szczęście nie było tam
nic. Czar nekromanty zadziałał bardzo dokładnie.
Polth, czy kiedykolwiek wybaczysz... Spój rżała na zjawę pełnym uczucia
wzrokiem.
Polth uciszył ją skinieniem głowy i wskazał ręką przed siebie. Wiadomość była jasna. Duch chciał,
by szła dalej bez oglądania się na cokolwiek. Jego własna śmierć była teraz mniej istotna.
Minęła grób Riordana i groby swoich rodziców. Wkrótce nazwiska widniejące na mijanych
sarkofagach poznawała jedynie z mglistych wspomnień. Większości nie znała wcale. Liternictwo na
płytach stawało się coraz bardziej archaiczne, a same grobowce coraz częściej poznaczone były
pęknięciami.
Wreszcie dotarła do końca ogromnej krypty... I do kolejnych starożytnych schodów.
Tam? spytała wskazując wiodące na niższy poziom stopnie.
Polth odpowiedział wskazując palcem schody. Najwyrazniej mówienie przychodziło mu z trudem.
Po policzku Salene spłynęła łza. Słyszała wcześniej historie o duchach dokonujących wspaniałych
rzeczy dla tych, na których im zależało za życia. Nigdy jednak nie przypuszczała, że sama przeżyje
coś podobnego.
Modlę się, byś po tym wszystkim mógł odpocząć w pokoju cicho powiedziała
swemu towarzyszowi.
Polth ani drgnął. Nadal wskazywał na schody.
Nesardo zeszła wraz ze swym nieodłącznym magicznym światełkiem, oświetlającym jej drogę.
Kiedy znalazła się na niższym poziomie, owionęło ją gęste, wilgotne powietrze. Zakaszlała, lecz nie
zatrzymała się.
Ten poziom krypty nie był jej całkiem nieznany. Chowano tu służących, którzy wykazali się
wyjątkową lojalnością i oddaniem wobec rodu Nesardo. Znajdujące się tu groby nie były tak
wyszukane jak grobowce członków rodu, niemniej pochówek w tym miejscu oznaczał honorowe
wyróżnienie. W każdym pokoleniu zaszczyt ten spotykał tylko kilka wybranych osób. Salene miała
nadzieję, że tak że i Polth znajdzie tu miejsce ostatniego spoczynku. Niestety, nie pozostały po nim
żadne nadające się do pochówku szczątki.
Jednak widmo ochroniarza nie wydawało się poruszone stratą należnego zaszczytu. Gdy
arystokratka spojrzała nań po raz kolejny, duch nadal wskazywał nagląco wzdłuż korytarza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]