[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najcięższy rodzaj przeżyć mógł to wywołać u takiego małego dziecka!
- To pierwszy raz, gdy zamieniła się w Rega przed kimś obcym  powiedziałam.
- No cóż, cieszę się, że jako pierwsza byłam tego świadkiem.
- Tak, mam nadzieję, że Eileen również - odparłam sucho. Uśmiechnęłyśmy się obie.
Teraz, gdy Reg ujawnił się przed obcymi, nie zawahał się przed kolejnym występem, tym razem przed
inna widownia. Właśnie wróciłam do domu po odwiezieniu Jodie do szkoły, gdy zadzwoniła
sekretarka. - Witam, Cathy, mamy problem. Jodie nic się nie stało, ale dyrektor prosił, czy nie
mogłaby pani natychmiast przyjechać?
Nie zdjęłam jeszcze płaszcza, więc zabrałam tylko klucze ze stolika w przedpokoju i z kotłującymi się
myślami pojechałam z powrotem. Co tym razem mogła zrobić? Gdy przyjechałam, sekretarka od razu
zaprowadziła mnie do gabinetu dyrektora. Siedział posępny za biurkiem. Wyczułam, że dystans
między nami był celowy i miał podkreślał powagę rozmowy, która mieliśmy odbyć.
- Dziękuję, że tak szybko pani przyjechała - powiedział, podnosząc się nieco i wskazując krzesło
naprzeciwko siebie. - Przejdę od razu do rzeczy. Mieliśmy dziś rano dość nieprzyjemny incydent, w
którego efekcie Jodie spoliczkowała inne dziecko. - Wiedzieliśmy oboje, że jeden taki przypadek nie
wymagałby wzywania mnie do dyrektora. - Będę zupełnie szczery, pani Glass, nie chodziło tyle o
policzek, który zdenerwował tamto dziecko i resztę klasy, ile o zachowanie, które temu towarzyszyło.
Uniosłam pytająco brwi.
- Jodie straciła zupełnie panowanie nad sobą z powodu jakiejś błahostki. Kopała oraz wykrzykiwała
straszne obelgi, a potem zrzuciła winę na jakiegoś Rega. Nie ma w klasie nikogo o takim imieniu, ale
Jodie była niewzruszona. %7łeby ja uspokoić, potrzebne były dwie osoby z personelu. A teraz do rzeczy.
Oczywiście znam Jodie niedługo, ale jej reakcja była bardzo niepokojąca i wydawała się nie w jej
stylu.
Faktycznie, nie w jej stylu. Zdecydowałam, że nie było wyjścia i należało wszystko wyjaśnić.
Opowiedziałam o zespole DID i o tym, czego byłam świadkiem w domu, a następnie zapewniłam, że
Jodie odwiedza psychologa. Pominęłam fakt, że psycholog przeprowadza jedynie jej ocenę, a nie
terapię. Wspomniałam również o dwóch innych tożsamościach Jodie, a dyrektor przytaknął, jakby coś
zrozumiał.
 Pani Rice wspominała, że Jodie mówi czasem bardzo dziecięcym głosem. Złożyliśmy to na karb
stresu. Wie pani, kiedy dziecko jest niespokojne, może się cofać w rozwoju... Ale mówi pani, że to
objaw tego samego problemu?
- Może tak być.
- I przypuszczam, że jej opiekun socjalny wie o tym?
 Tak, wie. (Po wczorajszym wieczorze nawet bardzo dobrze wie, pomyślałam).
- I mówi pani, że to może minąć samoistnie?
 Tak mi powiedziano.
- W innych okolicznościach po podobnym incydencie wyłączylibyśmy dziecko z zajęć do końca dnia,
ale skoro Jodie nie wie nawet, co zrobiła, nie miałoby to większego sensu. Zatrzymam ja i będę to
monitorował.
Podziękowałam i poprosiłam, żeby przekazał moje przeprosiny także tamtemu dziecku i personelowi.
- Pózniej porozmawiam z Jodie - powiedziałam, czując się zobowiązana, do zaoferowania czegoś. -
Przykro mi, że musieli się państwo z tym zetknąć w szkole.
Wyszłam z gabinetu, świadoma, że o mały włos wszystko nie runęło. Było oczywiste, że pan West nie
będzie w nieskończoność tolerował zachowania Rega. Wieczorem rozmawiałam o tym z Jodie, ale
była to tylko strata czasu. Czasem odnosiłam wrażenie, że nic nie pamięta, ale niekiedy, gdy
mówiłam, że zrzucała winę na Rega lub Amy, wydawała się jednak wiedzieć,
0 czym mowa. Gdybyśmy zaszły zbyt daleko w dochodzeniu, co się tak naprawdę działo,
mogłybyśmy obie postradać zmysły. W mniemaniu Jodie oskarżałam ja o coś, czego nie zrobiła,
1 w obawie przed podważeniem zaufania, jakie udało mi się zdobyć, nie chciałam się przy tym
upierać. Niemniej jednak był to kolejny incydent potwierdzający to, że Jodie rozpaczliwie potrze-
bowała natychmiastowej terapii. Czekanie do zakończenia procesu sadowego było zwyczajnie
niekorzystne. Zdecydowałam, że będę ze wszystkich sił nalegała na rozpoczęcie leczenia..
 Jodie naprawdę potrzebuje terapii  powiedziała psycholog podczas kolejnej wizyty, która
miałyśmy z Jodie umówiona w następnym tygodniu. - Kiedy ma się odbyć ostateczna rozprawa w
sądzie?
- Wyznaczona jest na maj.
Czyli dzieliły nas od niej jeszcze cztery miesiące. Psycholog westchnęła i przewróciła oczami.  A
tak w ogóle, zauważyła pani jakaś poprawę?
Patrzyłam na Jodie, która chodziła w kółko na środku gabinetu i coś do siebie mamrotała. - Od
jakiegoś czasu się nie zanieczyszcza. Bywają dobre dni, gdy udaje mi się z nią nawet niezle
współpracować, ale nawet wtedy prześladują ja jakieś przebłyski wspomnień. Wczoraj była
przekonana, że na zasłonach w salonie widzi twarz swojego ojca.
- Miała halucynacje?
 Tak, ale dla niej to było absolutnie realne. Powiedziała, że musiałam go wpuścić, nic jej o tym
nie mówiąc, i wpadła w histerie. Nocami budzi się z krzykiem, a gdy wchodzę do jej pokoju, jest
przekonana, że są tam jacyś ludzie, którzy chcą ja skrzywdzić. Widzę nawet, jak na nich patrzy,
mimo że dla mnie jest to pustka. Uspokajanie jej trwa czasem godzinami. Wydaje się, jakby na
nowo przeżywała ból, który czuła wtedy - przeszedł mnie dreszcz. - Dla mojej rodziny to spory
problem.
- Wierze. Przy posttraumatycznym wstrząsie akt wykorzystania ciągle powraca. Czy ma pani
regularne przerwy?
Uśmiechnęłam się stoicko. - Ciągle czekam. Z powodu rozległych potrzeb, jakie wykazuje Jodie,
trudno jest znalezć odpowiedniego opiekuna na zastępstwo.
Psycholog zanotowała coś w dzienniku i spojrzała na zegarek.
- Cathy, jest jeszcze jedno badanie, które teraz chciałabym przeprowadzić z Jodie. Nie miałaby
pani nic przeciwko temu, by poczekać na zewnątrz? To tylko zabawa - zwróciła się tym razem do
Jodie, która uczepiła się mojego ramienia, chcąc ze mną wyjść.
Usiadłam na jednym z krzeseł na korytarzu, a pani Burrows zamknęła drzwi. Może to była tylko
zabawa, ale Jodie nie była w nastroju do zabawy; słyszałam, jak krzyczała do lekarki, żeby się
zamknęła i wynosiła. Spokojny ton doktor Burrows utrzymywał się przez dziesięć minut, potem
drzwi otworzyły się i wybiegła z nich Jodie.
- Cholerni lekarze! - przeklinała. - Czemu, kurwa, nie pilnują własnego interesu?
Zanim ja dogoniłam, była już przy wyjściu.
Przez następne tygodnie Jodie podobało się w jej szkole, chociaż nie wykazywała żadnej poprawy
ani w zachowaniu, ani w nauce. Właściwie można było powiedzieć, że to nie szkoła miała wpływ
na Jodie, a raczej Jodie wpływała na szkołę. Pewnego popołudnia, gdy przyjechałam ja odebrać,
zauważyłam, że pani Rice miała zaczerwienione i podpuchnięte oczy. - Wszystko w porządku? -
zapytałam, mając nadzieję, że nie ingerowałam zbytnio w jej prywatność.
- Tak, w porządku - uśmiechnęła się, jeszcze pociągając nosem.  Trochę mi puściły nerwy.
- Ojej, mam nadzieję, że to nic związanego z Jodie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl