[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pieczywem.
- Nie, jeszcze nie wymyśliłem, jak pomóc jemu i dzieciom.
- Rozumiem. - Położyła rękę na blacie, na którym Stefano zostawił album.
- Federico prosił, bym zabrał ten album. Myślę, że zdjęcia ze ślubu
przywołują zbyt bolesne wspomnienia - wyjaśnił Stefano.
- Nie. Federico chciał, żebyś obejrzał wszystkie fotografie.
Stefano przez chwilę jadł w milczeniu, unikając spojrzenia siostry, aż
wreszcie wybuchnął:
- Powiedział ci, prawda? Czy w tej rodzinie nikt nie umie trzymać języka
za zębami?
- Rozmawiałam z nim, zanim położył się spać. Myślę, że odwiedziłam go
zaraz po tobie. - Westchnęła, próbując się uśmiechnąć, lecz jej twarz wy-
krzywił żałosny grymas. - Federico ma rację. Nie mam pojęcia, co zaszło
wczoraj między tobą i Amanda w bibliotece, ale powinieneś wiedzieć, że...
- Amanda... - szepnął niemal bezgłośnie. Tknęło go złe przeczucie.
Dopiero teraz zauważył, że siostra ubrana jest w kostium, który Amanda
nosiła podczas ich pierwszej lekcji, a skoro oddała Isabelli ubrania... Poczuł
ucisk w żołądku, wargi stały się nagle suche i spierzchnięte. Dlaczego siostra
mówi mu o tym dopiero teraz? - Wyjechała? - stwierdził raczej niż zapytał.
Isabella wzruszyła ramionami.
RS
84
- Dziś rano wszystkie rzeczy, które jej pożyczyłam, wisiały na drzwiach
mojej sypialni. Znalazłam też liścik z podziękowaniami, ale ani słowa o
wyjezdzie.
Stefano już dalej nie słuchał. Wypadł z kuchni, potrącił kucharkę, jednak
nie zatrzymał się, tylko rzucił przez ramię przeprosiny. Biegł coraz szybciej,
dopóki nie dotarł do drzwi Amandy. Zapukał trzy razy, lecz odpowiedziała
mu cisza. Gdy dotknął klamki, drzwi otworzyły się bezgłośnie.
Ani śladu Amandy. %7ładnych kosmetyków na toaletce, nietknięta pościel,
ciemna łazienka. Chwycił słuchawkę i połączył się ze strażnikiem przy
bramie wyjazdowej.
- Mówi książę Stefano, Dziś rano ktoś wyjeżdżał limuzyną z pałacu. Czy
to była Amanda Hutton?
- Tak, Wasza Wysokość.
- Czy pojechała na lotnisko?
- Tak mi się wydaje, Wasza Wysokość.
- Czy może wiesz, o której godzinie ma samolot?
- Niestety, nie, Wasza Wysokość.
Cholera, zaklął w duchu Stefano. Nie mógł zadzwonić na lotnisko, bo ta
wiadomość natychmiast przedostałaby się do prasy. Brukowce nie
zostawiłyby na nim i na Amandzie suchej nitki.
- Wezwij Vittoria - zarządził. - Powiedz, żeby czekał na mnie przy bramie.
Muszę się natychmiast dostać na lotnisko. - Gwałtownie odłożył słuchawkę i
wybiegł z pokoju. Czuł, jak oblewa go zimny pot. Wiedział, że tylko Vittorio
zrozumie powagę sytuacji.
- Wasza Wysokość. - Kierowca poczekał, aż Stefano wsiądzie, potem
wskoczył za kierownicę i ruszył z piskiem opon.
Stefano zapiął pas i zamknął oczy. Przez tyle lat bał się otworzyć serce, ale
los z niego okrutnie zadrwił. Nie zraniła go żadna kobieta, tylko dokonał
tego on sam.
- Wasza Wysokość - odezwał się Vittorio - dotrzemy na miejsce za pięć
minut. - Rozmawiałem z innymi kierowcami i dowiedziałem się, że panna
Hutton leci Air France do Paryża, a stamtąd ma połączenie do
Waszyngtonu.
- Może wiesz, o której?
- Niestety, nie, ale zrobiłem dyskretny wywiad. Pierwszy samolot jest za
pół godziny.
Stefano zmusił się do uśmiechu.
RS
85
- Dziękuję, Vittorio - szepnął. Modlił się gorączkowo, by udało mu się jak
najszybciej wyłowić Amandę z tłumu pasażerów, a jeśli niebiosa okażą się
przychylne, będzie wiedział, jak przekonać ją do pozostania w San Rimini.
RS
86
ROZDZIAA DZIESITY
Amanda patrzyła na rząd automatów telefonicznych. Już od kilku minut
zbierała się na odwagę, by zadzwonić do rodziców. Skoro w San Rimini była
siódma rano, to w Waszyngtonie wybiła druga w nocy. Jej ojciec, nocny
marek, z pewnością jeszcze nie spał. Skończył papierkową robotę, zajrzał do
matki, a teraz prawdopodobnie siedzi w swym ulubionym fotelu i czyta
najnowszą powieść szpiegowską.
Szkoda, że nie zdobyła się na telefon natychmiast po przyjezdzie na
lotnisko. Minuty mijały, a ona i tak nie była w stanie wymyślić niczego
sensownego. Jedyne, co jej przychodziło do głowy, to: Cześć, tato, jaka u
was pogoda? A tak przy okazji właśnie zrezygnowałam z pracy dla rodziny
diTalora".
Zrobiła porządek w portfelu, przy okazji stwierdziła, że ma tysiąc pięćset
draemów. Kiedy wyląduje w Stanach, będzie musiała jak najszybciej znalezć
nową pracę, albo zrezygnować z wynajmowanego mieszkania i
przeprowadzić się do rodziców. Poza tym powinna zwrócić pieniądze
królowi Eduardowi, który zapłacił jej za trzy miesiące z góry.
Niemal słyszała karcący głos ojca, jednak będzie musiała poprosić o
pożyczkę. Oczywiście ojciec jej pomoże, lecz z pewnością uzna, że córka
ponownie zawiodła jego oczekiwania.
Swoją drogą, jak mogła być tak potwornie głupia. Jak mogła się zakochać
w mężczyznie, który był dla niej nieosiągalny.
- Nie - powiedziała głośno, a potem przykryła usta dłonią, gdyż siedzący
obok biznesmen zerknął na nią zaciekawiony.
Dość tego. Musi wziąć się w garść i zadzwonić do ojca. Wyjęła z portfela
kartę telefoniczną, zarzuciła torebkę na ramię i ruszyła do automatu. Jej
uwagę zwrócił zawieszony nad sufitem neon reklamujący kasyno w San
Rimini. Nie, nie rób tego, szeptał jej wewnętrzny głos.
Celowo patrzyła wprost przed siebie, ale natrętna myśl, która zaświtała jej
w głowie, nie dawała jej spokoju. Gdyby jej się poszczęściło, oddałaby
pieniądze królowi i mogłaby zapłacić kilkumiesięczny czynsz.
Drżącą ręką uniosła słuchawkę. Jak wytłumaczy ojcu, że poniosła klęskę?
Był taki dumny, że dostała posadę na królewskim dworze. Amanda
ponownie spojrzała na reklamę kasyna. Potem odłożyła słuchawkę, schowała
kartę telefoniczną do torebki i postanowiła, że zadzwoni do ojca z Paryża.
RS
87
Teraz jestem zbyt zdenerwowana, usprawiedliwiała się w duchu, ruszając na
drżących nogach po schodach.
Po kilku minutach przekroczyła próg ulokowanego na lotnisku kasyna.
Panujący półmrok rozjaśniały migające światełka automatów do gry.
Pomimo wczesnej pory w środku było sporo łudzi. Amanda usiadła na
stołku przed automatem Podwójny Diament.
- Jest jakaś szansa na wygraną? - spytała siedzącego obok mężczyznę.
- Złotko, może tobie się poszczęści - odpowiedział z charakterystycznym
teksańskim akcentem. -Ja grałem na nim pół godziny i wszystko prze-
rżnąłem. A ten złom chyba też jest pechowy. - Wrzucił kilka monet do
swojego automatu, który nazywał się Szczęśliwe Siódemki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
pieczywem.
- Nie, jeszcze nie wymyśliłem, jak pomóc jemu i dzieciom.
- Rozumiem. - Położyła rękę na blacie, na którym Stefano zostawił album.
- Federico prosił, bym zabrał ten album. Myślę, że zdjęcia ze ślubu
przywołują zbyt bolesne wspomnienia - wyjaśnił Stefano.
- Nie. Federico chciał, żebyś obejrzał wszystkie fotografie.
Stefano przez chwilę jadł w milczeniu, unikając spojrzenia siostry, aż
wreszcie wybuchnął:
- Powiedział ci, prawda? Czy w tej rodzinie nikt nie umie trzymać języka
za zębami?
- Rozmawiałam z nim, zanim położył się spać. Myślę, że odwiedziłam go
zaraz po tobie. - Westchnęła, próbując się uśmiechnąć, lecz jej twarz wy-
krzywił żałosny grymas. - Federico ma rację. Nie mam pojęcia, co zaszło
wczoraj między tobą i Amanda w bibliotece, ale powinieneś wiedzieć, że...
- Amanda... - szepnął niemal bezgłośnie. Tknęło go złe przeczucie.
Dopiero teraz zauważył, że siostra ubrana jest w kostium, który Amanda
nosiła podczas ich pierwszej lekcji, a skoro oddała Isabelli ubrania... Poczuł
ucisk w żołądku, wargi stały się nagle suche i spierzchnięte. Dlaczego siostra
mówi mu o tym dopiero teraz? - Wyjechała? - stwierdził raczej niż zapytał.
Isabella wzruszyła ramionami.
RS
84
- Dziś rano wszystkie rzeczy, które jej pożyczyłam, wisiały na drzwiach
mojej sypialni. Znalazłam też liścik z podziękowaniami, ale ani słowa o
wyjezdzie.
Stefano już dalej nie słuchał. Wypadł z kuchni, potrącił kucharkę, jednak
nie zatrzymał się, tylko rzucił przez ramię przeprosiny. Biegł coraz szybciej,
dopóki nie dotarł do drzwi Amandy. Zapukał trzy razy, lecz odpowiedziała
mu cisza. Gdy dotknął klamki, drzwi otworzyły się bezgłośnie.
Ani śladu Amandy. %7ładnych kosmetyków na toaletce, nietknięta pościel,
ciemna łazienka. Chwycił słuchawkę i połączył się ze strażnikiem przy
bramie wyjazdowej.
- Mówi książę Stefano, Dziś rano ktoś wyjeżdżał limuzyną z pałacu. Czy
to była Amanda Hutton?
- Tak, Wasza Wysokość.
- Czy pojechała na lotnisko?
- Tak mi się wydaje, Wasza Wysokość.
- Czy może wiesz, o której godzinie ma samolot?
- Niestety, nie, Wasza Wysokość.
Cholera, zaklął w duchu Stefano. Nie mógł zadzwonić na lotnisko, bo ta
wiadomość natychmiast przedostałaby się do prasy. Brukowce nie
zostawiłyby na nim i na Amandzie suchej nitki.
- Wezwij Vittoria - zarządził. - Powiedz, żeby czekał na mnie przy bramie.
Muszę się natychmiast dostać na lotnisko. - Gwałtownie odłożył słuchawkę i
wybiegł z pokoju. Czuł, jak oblewa go zimny pot. Wiedział, że tylko Vittorio
zrozumie powagę sytuacji.
- Wasza Wysokość. - Kierowca poczekał, aż Stefano wsiądzie, potem
wskoczył za kierownicę i ruszył z piskiem opon.
Stefano zapiął pas i zamknął oczy. Przez tyle lat bał się otworzyć serce, ale
los z niego okrutnie zadrwił. Nie zraniła go żadna kobieta, tylko dokonał
tego on sam.
- Wasza Wysokość - odezwał się Vittorio - dotrzemy na miejsce za pięć
minut. - Rozmawiałem z innymi kierowcami i dowiedziałem się, że panna
Hutton leci Air France do Paryża, a stamtąd ma połączenie do
Waszyngtonu.
- Może wiesz, o której?
- Niestety, nie, ale zrobiłem dyskretny wywiad. Pierwszy samolot jest za
pół godziny.
Stefano zmusił się do uśmiechu.
RS
85
- Dziękuję, Vittorio - szepnął. Modlił się gorączkowo, by udało mu się jak
najszybciej wyłowić Amandę z tłumu pasażerów, a jeśli niebiosa okażą się
przychylne, będzie wiedział, jak przekonać ją do pozostania w San Rimini.
RS
86
ROZDZIAA DZIESITY
Amanda patrzyła na rząd automatów telefonicznych. Już od kilku minut
zbierała się na odwagę, by zadzwonić do rodziców. Skoro w San Rimini była
siódma rano, to w Waszyngtonie wybiła druga w nocy. Jej ojciec, nocny
marek, z pewnością jeszcze nie spał. Skończył papierkową robotę, zajrzał do
matki, a teraz prawdopodobnie siedzi w swym ulubionym fotelu i czyta
najnowszą powieść szpiegowską.
Szkoda, że nie zdobyła się na telefon natychmiast po przyjezdzie na
lotnisko. Minuty mijały, a ona i tak nie była w stanie wymyślić niczego
sensownego. Jedyne, co jej przychodziło do głowy, to: Cześć, tato, jaka u
was pogoda? A tak przy okazji właśnie zrezygnowałam z pracy dla rodziny
diTalora".
Zrobiła porządek w portfelu, przy okazji stwierdziła, że ma tysiąc pięćset
draemów. Kiedy wyląduje w Stanach, będzie musiała jak najszybciej znalezć
nową pracę, albo zrezygnować z wynajmowanego mieszkania i
przeprowadzić się do rodziców. Poza tym powinna zwrócić pieniądze
królowi Eduardowi, który zapłacił jej za trzy miesiące z góry.
Niemal słyszała karcący głos ojca, jednak będzie musiała poprosić o
pożyczkę. Oczywiście ojciec jej pomoże, lecz z pewnością uzna, że córka
ponownie zawiodła jego oczekiwania.
Swoją drogą, jak mogła być tak potwornie głupia. Jak mogła się zakochać
w mężczyznie, który był dla niej nieosiągalny.
- Nie - powiedziała głośno, a potem przykryła usta dłonią, gdyż siedzący
obok biznesmen zerknął na nią zaciekawiony.
Dość tego. Musi wziąć się w garść i zadzwonić do ojca. Wyjęła z portfela
kartę telefoniczną, zarzuciła torebkę na ramię i ruszyła do automatu. Jej
uwagę zwrócił zawieszony nad sufitem neon reklamujący kasyno w San
Rimini. Nie, nie rób tego, szeptał jej wewnętrzny głos.
Celowo patrzyła wprost przed siebie, ale natrętna myśl, która zaświtała jej
w głowie, nie dawała jej spokoju. Gdyby jej się poszczęściło, oddałaby
pieniądze królowi i mogłaby zapłacić kilkumiesięczny czynsz.
Drżącą ręką uniosła słuchawkę. Jak wytłumaczy ojcu, że poniosła klęskę?
Był taki dumny, że dostała posadę na królewskim dworze. Amanda
ponownie spojrzała na reklamę kasyna. Potem odłożyła słuchawkę, schowała
kartę telefoniczną do torebki i postanowiła, że zadzwoni do ojca z Paryża.
RS
87
Teraz jestem zbyt zdenerwowana, usprawiedliwiała się w duchu, ruszając na
drżących nogach po schodach.
Po kilku minutach przekroczyła próg ulokowanego na lotnisku kasyna.
Panujący półmrok rozjaśniały migające światełka automatów do gry.
Pomimo wczesnej pory w środku było sporo łudzi. Amanda usiadła na
stołku przed automatem Podwójny Diament.
- Jest jakaś szansa na wygraną? - spytała siedzącego obok mężczyznę.
- Złotko, może tobie się poszczęści - odpowiedział z charakterystycznym
teksańskim akcentem. -Ja grałem na nim pół godziny i wszystko prze-
rżnąłem. A ten złom chyba też jest pechowy. - Wrzucił kilka monet do
swojego automatu, który nazywał się Szczęśliwe Siódemki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]